| Noc rozstrzępiona wronami umyka
|
| Przed coraz wyższą trawą poświtania
|
| By nazwać światło nie trzeba języka
|
| Wystarczy oczu przed nim nie zasłaniać
|
| Nad głową dzieje się niebieski młyn
|
| Karmi nas chlebem światła i snu dziennym miodem
|
| Każda barwa zaczyna się od bieli zim
|
| Każde ciepło na ziemi poprzedzone chłodem
|
| Nasze domy nad brzegiem porywistych rzek
|
| Nasze drogi w pobliżu arsenałów broni
|
| Naprzemian przeklinając i wielbiąc nasz wiek
|
| Coraz wyżej jesteśmy głową w nieboskłonie
|
| Kiedyś gałąź ugięta oznaczała broń
|
| Dziś pod wiatrem się chyli tylko albo ptakiem
|
| Pięść ściśnięta powoli odkształca się w dłoń
|
| Nóż staje się narzędziem a chorągiew znakiem
|
| Nasze domy nad brzegiem porywistych rzek
|
| Nasze drogi w pobliżu arsenałów broni
|
| Naprzemian przeklinając i wielbiąc nasz wiek
|
| Coraz wyżej jesteśmy głową w nieboskłonie
|
| Noc rozstrzępiona wronami umyka
|
| Przed coraz wyższą trawą poświtania
|
| By nazwać światło nie trzeba języka
|
| Wystarczy oczu przed nim nie zasłaniać
|
| Nad głową dzieje się niebieski młyn
|
| Karmi nas chlebem światła i snu dziennym miodem
|
| Każda barwa zaczyna się od bieli zim
|
| Każde ciepło na ziemi poprzedzone chłodem
|
| Nasze domy nad brzegiem porywistych rzek
|
| Nasze drogi w pobliżu arsenałów broni
|
| Naprzemian przeklinając i wielbiąc nasz wiek
|
| Coraz wyżej jesteśmy głową w nieboskłonie |